czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 2



 (PIOSENKA)
      
        Poczułam delikatne muskanie mojego uda. Było to na tyle przyjemne, że nawet nie miałam ochoty tego przerywać i się budzić. Tylko w śnie mogłam poczuć się naprawdę kochana, szanowana. Chciałam, aby trwało to jak najdłużej, a najlepiej, żeby nigdy się nie skończyło.

       Nagle przez pomieszczenie, w którym się znajdowałam przeleciał mroźny i mocny powiew wiatru, a przez moje ciało przeszedł przerażający dreszcz. Mimowolnie otworzyłam zmęczone i obolałe oczy. - No to skończył się ten piękny sen - pomyślałam - i wracamy do szarej i depresyjnej rzeczywistości. - Dodałam, aby się jeszcze bardziej podłamać psychicznie. Spojrzałam na mój strój, o tak jak zawsze na czarno. (zestaw)

Po chwili ujrzałam siedzącego obok mnie blondasa z zamyśleniem wymalowanym na twarzy. W lewej ręce trzymał puszkę z już prawie dopitym piwem. Natomiast prawą rękę delikatnie przesuwał w górę i w dół po moim kolanie. - Więc to nie był sen, ktoś się o mnie jednak troszczy. - Na te myśli od razu zrobiło mi się na sercu jakoś tak milej. Pierwszy raz od pewnego czasu poczułam, że jednak mam serce, i to takie nie z kamienia, a takie co bije i ma uczucia.

Rozejrzałam się jeszcze po opustoszałym pomieszczeniu. Nikogo oprócz towarzysza siedzącego po mojej lewej stronie nie dostrzegłam. Zdziwiłam się, bo zawsze całą siódemką podpieramy te stare i poobdzierane ściany.

- Cześć, Niall. Gdzie są wszyscy? - spytałam cicho i ociągle, spychając delikatnie dłoń z mojego uda. Dobrze wiem, zresztą jak i każdy, że ten słodziak czuje coś do mnie, a ja do niego nic, a nic, więc nie chce robić mu zbędnych nadziei.

- Nie ma nikogo, jesteśmy tylko ty i ja... razem, forever...

- Horan idioto! - po prostu nie mogłam nie wybuchnąć śmiechem widząc jak ten farbowany blondynek próbuje recytować jak poeta. Po chwili nabijania się z chłopaka wyrwałam mu z ręki puszkę i upiłam dwa duże łyki. Alkochol wyśmienicie się rozpłyną po moim wnętrzu, dostarczając mi automatycznie ciepła.

- Ej! Oddawaj, to moje!

- Dobra masz - oddałam mu napój - chciałam się tylko poczęstować łyczkiem...

- Moja miłość do picia i jedzenia jest jednak silniejsza niż miłość do Ciebie. - mówiąc to wypił już całą pojemność piwa, zgniótł puszkę i rzucił w kąt magazynu.

- Ta, jasne. A teraz mów gdzie reszta! - zażądałam i szturchnęłam do mocno w ramie.

- Już Ci mówię, tylko nie bij matko! Lou poszedł załatwić jakiś dobry towar na wieczór. Liam gdzieś się zaszył z resztkami marychy...

- Dalej nie może pozbierać się po śmierci Danielle?

- Sądzę, że tak jest ... ale prochy mu pomagają, dzięki nim dalej funkcjonuje.

- Rozumiem, uwierz Niall, ja go doskonale rozumiem...A Harry? Zayn, Perrie?

- Harry pojechał do mamusi udawać wzorowego synka i wyłupić trochę hajsu.

- Haha, Harry pilny synek mamusi, seryjnie nie wyobrażam sobie tego obrazka.

- A Zayn z Perrie są za ścianą i robią pewnie riki- tiki. Dziwię się, że jeszcze nie słychać niczego. - Niall na te słowa wybuchł śmiechem. Wątpię, że kiedyś zrozumiem logikę tego człowieka. Śmieje się sam z głupich żartów, a na dodatek tych wymyślonych przez siebie samego. Idiots everyvere.

Nailler po chwili podniósł się z ziemi. Szybkim ruchem sięgnął po paczkę fajek. przysunął opakowanie nad sam czubek mojego nosa, pytając się tym gestem czy chciałabym się może poczęstować. - Taa, teraz to się dzieli. - Pomyślałam. Lekko potrząsnęłam głową i odepchnęłam fajki.

- Nie to nie, ale potem nie proś. - Powiedział oburzony, zachowujący się jak małe rozkapryszone dziecko. Zaczął znów podnosić się z podłogi, pewnie się fochną i pragnął opuścić moje towarzystwo, gdy nagle coś mi się przypomniało.

- Nie, Niall! Poczekaj! - chwyciłam chłopaka za rękę, a on znowu upadł na ziemię.

- Teraz to pragniesz być ze mną tak? A przedtem to co?

- Nialler, przestań się fochać i powiedz mi która godzina i który dzisiaj jest dzień?

- Hmm.. Godzina 15. 20, 13 maj proszę pani...

- Dzięki blądasku! - krzyknęłam, gwałtownie wstałam na równe nogi i ruszyłam do pomieszczenia obok. Zapukałam ostrożnie do drzwi. - Kto wie, co tam się wyprawia. - pomyślałam, rumieniąc się.

- Czego chcesz znowu Horan, kurwa?! - z za drzwi usłyszałam mocno zdenerwowany głos Zayna. - A więc, coś im przerwałam. - skarciłam się w myślach.

- To ja Dracy! - Otworzyłam drzwi już pewniej i weszłam do środka.

Pokój wyglądał na jakiś burdel. Tynk odpadający ze ścian, dziurawa podłoga. Jedno małe okienko, przez które promienie słońca ledwo co mogły się dostać do wnętrza. Zauważyć można też było dużą ciemnobrązową komodę i telewizor, który wcale nie był mały, a tym bardziej tani. Po prawej stronie przy ścianie stała stara, zniszczona już bordowa kanapa, na której siedział Zayn, a Perrie leżała tuż przy nim.

- A to ty Dracy. Sorrki, myślałem, że to znowu Nialler, że mu się nudzi. - Zayn wstał z kanapy, robiąc mi tym gestem miejsce.

- A o co chodzi mała? - zapytała Perrie, przytulając mnie mocno do siebie. Chyba wyczuła, że coś jest nie tak.

- Nie, nic duża - z akcentem na duża. Posłałam Malikowi jedno spojrzenie, a on natychmiast zrozumiał co się dzieje.

- Kochanie, zostaniesz z tą wiecznie nienażartą blądyną? Ja z Dracy musimy coś załatwić. A i Lou powinien niebawem przynieść nowy towar, wiec będzie okay.

- Za jakie grzechy kotku? - Dziewczyna spoglądnęła nas z błagalną miną i miała już coś mówić, lecz mulat jej przerwał.

- Oj, my już wiemy Perrs...

- Zamknij się Malik - Perrie szturchnęła swojego 'boja' w ramie, po czym wypchała nas siłą z pokoju.

       Drogę na cmentarz przebyliśmy w milczeniu. Ale nie był to ten rodzaj krępującej ciszy, była to zwykła cisza na myśli, rozmyślania.

- Dracy powiesz mi w końcu o co chodziło wczoraj? Dlaczego mówiłaś, że śmierć Josha to twoja wina? - Gdy już prawie dotarliśmy na miejsce Zayn przerwał milczenie. Nie miałam ochoty rozmawiać o tym teraz. Potrzebowałam po prostu przywitać się z moim starszym bratem. Opowiedzieć mu jak jest mi ciężko i źle.

- Proszę, nie dziś. Dobrze?

- Dobrze, ale jak będziesz gotowa to mi wszystko powiesz. I proszę Cię, tylko nie obwiniaj się o coś czego nie zrobiłaś.

- Dziękuje Zayn i przepraszam. - Na te słowa otrzymałam jedynie jego boski uśmiech, na który odpowiedziałam automatycznie tym samym.

- Nie wiem czy możemy tam podejść...

- A to niby czemu? Ja dzisiaj nic nie brałem. - Przyznał Malik, unosząc obie ręce w góre, na znak, że mówi całkowitą prawdę.

- Nie o to chodzi... To będzie pierwszy raz, gdy się tu pojawiam od pogrzebu..

- Nie martw się mała, będzie dobrze. - Na te słowa mulat przytulił mnie do siebie z całej siły i już mieliśmy wchodzić na drużki prowadzące między grobami ludzi żyjących już na tym lepszym świecie, gdy nagle dostrzegłam znajomą mi twarz...


                                                      -----------------


Od razu dodaje 2 rozdział. Proszę komentować, czytasz= komentujesz;) Przepraszam za błędy i miłego czytania ;x

Harry, wszystko okej? xd

 

2 komentarze:

  1. I znowu nie powiedziała o co jej chodzi ... ;/ Ciekawe czy to naprawde jej wina ...
    Podoba mi się postawa Zayna jako przyjaciela, choć mam nadzieję na jakiś romansik nieszczególnie z nim *_* Powodzenia !

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm Zayn? Samajeszcze nwm co się stanie, ale też mam nadzieję na mały romansik ;3

    OdpowiedzUsuń